WŁODZIMIERZ FIJAŁKOWSKI

Płciowość w realizacji powołania do małżeństwa i rodziny


Kluczową sprawą w byciu osobą ludzką jest zdolność obdarzania sobą drugiej osoby i przyjmowania jej w jej odrębności i niepowtarzalności. Dynamika seksualna uzdalnia nas do wychodzenia z własnej izolacji i otwie­rania się na drugą osobę. Jest to więc dynamika ukierunkowana na między­osobową komunikację. Szczególną postacią wyrażania się dynamiki seksual­nej jest budowanie wyłącznej i trwałej więzi między mężczyzną a kobietą, kiedy to dwoje stają się „jednym ciałem" (Rdz 2, 24), realizując w ten sposób swe małżeństwo i rodzicielskie powołanie.

Charakter i rangę tego związku określa bliżej Jan Paweł II w adhortacji Familiaris consortio: „Bóg, stwarzając mężczyznę i kobietę na obraz swój i podobieństwo, wieńczy i doprowadza do doskonałości dzieło swych rąk – powołuje ich do szczególnego uczestnictwa w swej miłości, a zarazem w swej mocy Stwórcy i Ojca poprzez ich wolną i odpowiedzialną współpracę w przekazywaniu życia ludzkiego [...]" (nr 28).

I. Źródła energii seksualnej

Rodzą się pytania: Czym jest energia seksualna i jakie są jej źródła? Gdzie się owa dynamika umiejscawia lub koncentruje i jaka jest jej natura? Skąd czerpie zdolność transformacji z poruszeń popędowych w szczególny rodzaj międzyosobowej komunikacji połączonej z obdarzaniem sobą i przyj­mowaniem drugiej osoby?

By utorować drogę rozumowaniu opartemu na danych anatomii, fizjolo­gii, psychologii i teologii, przyjrzyjmy się źródłom poszczególnych postaci energii fizycznej. Wyodrębnia się energię uzyskiwaną z ropy naftowej, ener­gię nuklearną, geotermalną, słoneczną itp. Spróbujmy jednak spojrzeć na problem pod kątem ustalenia podstawowego źródła różnych postaci energii. Okaże się wówczas, że w naszym układzie planetarnym owym podstawowym źródłem jest słońce. Tak więc wymienione rodzaje energii można potrak­tować jako różne formy wywodzące się z energii słonecznej. Gdyby nagle ustała emisja tej energii podstawowej, wygasłyby wszystkie ziemskie źródła energii. Mamy jasne rozeznanie, że to słońce jest ostatecznym źródłem wszelkiej energii, ruchu, ciepła, światła itp. Bez słońca zamarłoby na ziemi wszelkie życie, zapanowałaby całkowita martwota.

Sytuacja staje się analogiczna, gdy spojrzymy na energię seksualną z jej charakterystyczną zdolnością działania, wyrażającą się gotowością obdarza­nia sobą i przyjmowania drugiej osoby. Energia seksualna ma różne źródła w ludzkim ustroju. Najbardziej oczywistą sferą wytwarzania tej energii jest sfera genitalna. Ale ludzka sfera genitalna stanowi tylko jedną z postaci ener­gii seksualnej, i to należałoby sobie wyraźnie uprzytomnić.

Źródła energii seksualnej są wyraźnie zróżnicowane. Każda komórka ciała jest znaczona płcią, a więc stanowi ośrodek powstawania jakiejś formy tej energii. Każda komórka jest komórką męską lub żeńską, toteż musi za­wierać jakiś element osobowej zdolności do wzajemnego obdarzania się sobą jako mężczyzna i kobieta. Mózgowe ośrodki sterujące czynnością gonad i na­rządów płciowych wyrażają odrębną postać tej energii. Kiedy wnikniemy głębiej w strukturę osobowości, okaże się, że psychiczne „ośrodki" nie mają takiej lokalizacji, jaka występuje w układzie somatycznym, jakkolwiek po­zostają one powiązane z sobą nierozdzielnie w ciele. Mężczyzna i kobieta akumulują energię seksualną w swych odczuciach, emocjach, wyobraże­niach i fantazjach. Gdy posuniemy się jeszcze dalej i zagłębimy w duchowe życie osoby ludzkiej, dotrzemy do podstawowej koncepcji znaczenia płciowości i samoświadomości osobowej człowieka jako mężczyzny bądź jako kobiety. Gdziekolwiek seksualne uwarunkowania uczestniczą w tworzeniu pewnych działań i nadają im określony kształt odniesień, musi w tym uczest­niczyć jakiś rodzaj energii seksualnej.

Aktywność narządów płciowych uczestniczących w zbliżeniach seksual­nych stanowi przejaw ludzkiej energii seksualnej. Energia ta bierze udział w procesie obdarzania sobą i przyjmowania drugiej osoby. Chcemy jednak dotrzeć do podstawowego źródła tej energii. Analogicznie jak słońce jest pierwotnym i zasadniczym źródłem energii fizycznej występującej na naszym globie, tak dusza indywidualna, konstytuująca osobę ludzką, ukazuje się jako pierwotne i zasadnicze źródło dynamiki seksualnej obejmującej sferę płciową w płaszczyźnie fizycznej, psychicznej i duchowej osoby ludzkie [1].

Filozoficzne podłoże dla integralnego przeżywania seksualności odnaj­dujemy nawiązując do czystego tomizmu. Człowiek zawsze jest ciałem, czy określimy go jako wcielenie ducha czy uduchowienie ciała. Wbrew współ­czesnym tendencjom permisywnym, dezintegrującym sferę przeżyć seksual­nych, prawdziwie nowe spojrzenie na ludzką płciowość wymaga rewolucji kopernikańskiej: to nie sfera ducha krąży wokół sfery genitalnej tworząc jakąś sublimowaną nadbudowę, lecz sfera genitalno-cielesna „przemienia się" i osiąga wymiary osobowe dzięki energii duchowej inspirującej i uwewnętrzniającej cały ten proces. Znakomicie wyraził to V. E. Franki: „Czło­wiek nie jest istotą napędzaną popędami, lecz pociąganą przez wartości [2].

Można znaleźć wspólny mianownik zarówno „starej", jak i rzekomo no­woczesnej, tzn. permisywnej moralności. Jednej i drugiej brak rozeznania co do istotnego charakteru dynamiki seksualnej będącej u swych źródeł energią duchową. Stąd w obu tych koncepcjach brak – pogłębionej w wymia­rze duchowym – koncepcji płciowości. „Stara" moralność usiłowała podpo­rządkować nadbudowie duchowej wyodrębnioną i osobno traktowaną sferę cielesno-genitalną, upatrując w zmysłach przede wszystkim zagrożenia dla ducha. „Nowa" moralność natomiast eksploatuje ciało i jego aktywność genitalną dla wydobycia płytkich efektów duchowych, w których dominuje przyjemność i satysfakcja. Prądowi temu uległo wielu moralistów upatrują­cych duchową wyższość człowieka nie krępującego się uwarunkowaniami biologicznymi. I tak A. Comfort[3] uznał, że wynalazek pigułki antykoncep­cyjnej dokonał rozdzielenia seksu od prokreacji, dzięki czemu miłość została wyzwolona z tyranii prokreacji, a ludzie mogą wreszcie uprawiać seks ra­dośnie, wolni od wszelkich obaw. B. Häring uznał, że „biologiczna natura jako częściowy aspekt człowieka nie ma charakteru normatywnego, nie za­wiera ona nienaruszalnego ani też w pewnych granicach nietykalnego prawa [...]"[4].

Przytoczone opinie należą już do przeszłości, jakkolwiek w swoim czasie bardzo utrudniały powstawanie encykliki Humanae vitae, a potem jej upow­szechnianie. Zrozumienie i przyjęcie tej encykliki wymaga uświadomienia sobie, że hominizacja stanowi przekształcenie całej zwierzęcości w całe człowieczeństwo, tak że odtąd nie ma już „niższych", tzn. biologicznych, i „wyższych", tzn. duchowych procesów, lecz istnieje jedność natury ludz­kiej, obejmującej także fundamentalne prawa życia. Myślę, że irytacja Häringa z powodu odsyłacza w encyklice Humanae vitae do Summy teolo­gicznej św. Tomasza pozostaje w tym kontekście zupełnie zrozumiała[5].

Niewątpliwie św. Tomasz jest ojcem moralności ekologicznej, która w sferze płci wyraża się integralnym przeżywaniem seksualności. W homilii Jana Pawła II na Jubileusz Rodzin wygłoszonej 25 III 1984 r. czytamy: „Miłość małżeńska jest przede wszystkim miłością na wskroś ludzką, a więc zarazem zmysłową i duchową [...]"[6].

II. Płciowość i prokreacja

W aktywności seksualnej uczestniczy cała osoba. Ostateczne znaczenie tej dynamiki nie może być rozpatrywane w oderwaniu od podłoża, w którym jednostka wyraża sens i znaczenie swej egzystencji. Gdy Bóg dał się poznać jako Stwórca, całość osobowego życia człowieka została uwarunkowana relacją: Bóg – totalny Dawca, człowiek – totalny biorca. Jednakże Bóg uczy­nił nas wolnymi, toteż w wolności podjęty akt zbliżenia sprowadza wiele łask, w jakie Bóg go wyposaża. Nasze ludzkie działania są więc zaprosze­niem Boga, aby wniósł tę szczególną rzeczywistość, jaką On związał z tymi działaniami.

Doniosłość dóbr wynikających z tego działania ma unikalny charakter. Jest ono wewnętrznie związane z miłością, która jest najwyższym działaniem duchowym człowieka. Ponadto zachodzi tu wewnętrzny związek z powsta­niem nowego życia – nowego człowieka będącego ukoronowaniem mocy stwórczej Boga. Toteż akt seksualny, jako wyrażający najgłębsze spełnienie miłości, zawsze pozostaje otwarty na dar życia. Chrześcijańscy małżonkowie uświadamiają sobie, że zbliżenie seksualne w szczególny sposób łączy ich z Bogiem, który jest równocześnie miłością i Stwórcą życia.

Aby dopełnić obrazu tej rzeczywistości, odwołam się ponownie do ho­milii Jana Pawła II: „Małżeństwo jest wielkim sakramentem, który poniekąd konsekruje mężczyznę i kobietę jako szafarzy wzajemnej miłości i współ­pracowników Stwórcy w dziele przekazywania ludzkiego życia. W pośrodku sakramentalnego przymierza małżonków – dzięki odkupieńczej mocy Chrys­tusa – bije Źródło Wody Żywej, tak jak niegdyś wytryskało ze skały pustyni. Woda ta wytryska ku żywotowi wiecznemu"[7].

Chrześcijańska postawa lęku i czci wyraża się w uznaniu, że Bóg ustana­wiając cykliczność płodności i niepłodności pary ludzkiej dał człowiekowi możliwość, aby jego twórcze działania w płaszczyźnie seksualnej mieściły się w ramach wolnego wyboru. Podejmując zbliżenie w dniach cyklicznego okresu płodności, małżonkowie mają możność uświadomić sobie, że akt ten stanowi wówczas wyciągnięcie do Boga proszących rąk, by powierzył im największy dar – dar życia nowej istoty ludzkiej. W pozostałych dniach cyklu – dniach naturalnej niepłodności – małżonkowie obdarzają się sobą i pogłę­biają jedność będącą miłością udzielaną i dawaną – miłością aktywną.

Przeprowadzając wycinkowe badania ankietowe wśród dużej grupy mło­dzieży – uczestników obozu zorganizowanego pod kątem zainteresowania obroną życia – trafiłem na następującą wypowiedź na temat znaczenia aktu płciowego. Jest to relacja 19-letniej studentki: „W moim odczuciu akt sek­sualny może złączyć tylko małżonków. Jest on wyrazem ich wzajemnej miło­ści. Pogłębia więź uczuciową, wyraża wielkie przywiązanie. Jest to chwila szczególna w życiu kochających się ludzi, gdyż wówczas czują się szczęśliwi i bezpieczni. Niezbędna jest atmosfera zaufania i zrozumienia potrzeb dru­giej osoby, atmosfera subtelności i tkliwości. W tym momencie wszystkie troski idą w zapomnienie, odchodzą na bok. Z b l i ż e n i e s e k s u a l n e j e s t w i e l k i m d a r e m B o g a d a n y m c z ł o w i e k o w i [podkr. W. F.]. Dlatego najpiękniejszy, najcenniejszy i mający największą wartość jest ten akt płciowy, podczas którego – przy współpracy z Bogiem – dokonuje się po­częcie nowego życia. Zbliżenia w pozostałych okresach pogłębiają i ugruntowują miłość małżeńską".

Odniesienie się pary ludzkiej do naturalnego rytmu płodności i niepłod­ności osadzonego na cyklu kobiecym odgrywa kluczową rolę w budowaniu wyłącznej i trwałej więzi, otwartej na życie. Respektowanie tego naturalnego prawa regulującego ludzką płodność decyduje o zachowaniu porządku mo­ralnego, który „właśnie dlatego, że ujawnia i przedstawia zamysł Boży – głosi adhortacja Familiaris consortio –nie może być czymś, co utrudnia życie człowiekowi i co nie odpowiada osobie; wręcz przeciwnie, odpowiada­jąc najgłębszym potrzebom człowieka stworzonego przez Boga, służy jego pełnemu człowieczeństwu z tą samą subtelną i wiążącą miłością, z jaką sam Bóg pobudza, podtrzymuje i prowadzi do właściwego mu szczęścia każde stworzenie" (nr 34).

III. Antykoncepcja czy naturalne planowanie poczęć?

Nowoczesna antykoncepcja ukazuje przesunięcie od działania przeciwpoczęciowego do działania polegającego na wywoływaniu wczesnych poro­nień. Działanie to przejawia kształtka wewnątrzmaciczna na etapie zagnież­dżania się zarodka. Ewolucja pigułki hormonalnej idzie w tym samym kie­runku. Pierwsza generacja pigułki zawierała trzy komponenty: blokowanie jajeczkowania, wywoływanie zmian w śluzie szyjkowym i przeciwdziałanie zagnieżdżeniu się blastuli w błonie śluzowej macicy. Jakkolwiek pierwszy z wymienionych sposobów działania pigułki wysuwał się na pierwszy plan, już w pierwszej wersji pigułki występuje jej efekt poronny. Następna generacja – minipigułka – oddziałuje silniej na szyjkę i na błonę śluzową macicy, tak iż jajeczkowanie ma miejsce w większości wypadków. W nowszym typie, w tzw. pigułce „następnego dnia rano" (morning-after-pill), dzia­łanie poronne zaznacza się jeszcze dobitniej. Wreszcie ostatnia generacja pigułki, wyprodukowana przez francuską firmę Russel-Uclaf, a mianowicie RU 38486, jest preparatem sterydowym o silnych właściwościach antyprogesteronowych[8]. Doustne zastosowanie 50 mg preparatu w dawkach podzie­lonych w ciągu 3 dni – jak wykazały wstępne badania – może skutecznie eli­minować ciążę nawet po upływie 6 tygodni jej trwania. RU 38486 pojawia się jako środek poronny przyszłości typu „zrób to sam!" Szeroki dostęp do tego środka może spowodować nieobliczalne szkody ekologiczne niszczące populację, nasilając równocześnie upowszechniające się zjawisko promiskuityzmu.

Równolegle do antyekologicznego oddziaływania w sferze biologicznej antykoncepcja kształtuje negatywne postawy prokreacyjne. Zdolność wzbu­dzania nowego życia podlega tu stałemu odrzuceniu, z wyjątkiem krótkich chwil dla zrealizowania zamiaru prokreacyjnego. Stan zaprogramowanej dezintegracji seksualności rzutuje na sposób przeżywania wzajemnych odnie­sień pary ludzkiej. Występuje mianowicie – nawet nie zamierzone – izolo­wanie się sfery kontaktowej w dążeniu do zaspokojenia popędu. W ten spo­sób dochodzi do nieuchronnego zubożenia dynamiki seksualnej – z natury plastycznej – dysponowanej do ciągłego przetwarzania i uwewnętrzniania.

Zubożenie przeżyć seksualnych następuje głównie wskutek eliminowania wysiłku związanego z powściągiem niezbędnym do rozwoju pogłębionych, wielopłaszczyznowych odniesień. Zwolnienie człowieka z pewnego napięcia i treningu we władaniu sobą zuboża odniesienia w sferze komunikacji, prze­suwając punkt ciężkości na techniki dla wydobycia efektów doznaniowych. W ten sposób słowo „miłość" straciło swe znaczenie na rzecz satysfakcji seksualnej. Równocześnie nasila się zjawisko niepokoju z powodu zagraża­jącego wyczerpania się środków wyrazu, których nie udaje się mnożyć i urozmaicać w sposób nieskończony.

W przeciwieństwie do metod naturalnej regulacji poczęć, których stoso­wanie wymaga ćwiczenia powściągu i tym samym sprzyja pogłębianiu i różni­cowaniu form komunikacji międzyosobowej, środki antykoncepcyjne elimi­nują sens powściągu. Zwolnienie napięcia spłyca dialog, a środki wyrazu nieuchronnie wyczerpują się na jednopoziomowej płaszczyźnie doznań. Współżycie uwzględniające naturalny rytm płodności i niepłodności dąży do oddania się i przyjęcia drugiej osoby w takim klimacie uwarunkowań, iż nie ma tu miejsca na poszukiwanie przyjemności, która zjawia się jako coś zaskakującego na tle przeżywania radości i szczęścia.

Uwzględnienie we współżyciu konsekwencji wynikających z obiektywnie funkcjonującego rytmu płodności i niepłodności warunkuje świadome i odpowiedzialne uczestnictwo małżonków w realizacji zamierzeń prokreacyj­nych. Postawa taka sprzyja przyjęciu każdego poczętego dziecka, gdyby na­wet było ono w danym wypadku nie zamierzone. Określenie „ciąża nie chciana" obrazuje typ myślenia antykoncepcyjnego, kiedy to firmy farma­ceutyczne gwarantują niezawodność uniknięcia ciąży, a małżonkom pozosta­je wówczas jedynie chcieć albo nie chcieć jej przyjąć. Dla dziecka alternaty­wa ta oznacza w praktyce być albo nie być. Tak więc jedynie akceptacja na­turalnego rytmu płodności i twórczy wysiłek małżonków w zachowaniu kon­sekwencji stąd wynikających umożliwiają kształtowanie postawy sprzyjającej przyjęciu każdego poczętego życia. Dlatego właśnie ekologiczne metody planowania poczęć stanowią rzeczywistą, a nie pozorną przeciwwagę plagi sztucznych poronień.

Doświadczenia małżonków w integralnym przeżywaniu płciowości – co­raz liczniejsze w miarę upływu czasu od ukazania się w 1968 r. encykliki Humanae vitae –wskazują na konieczność korekty nazewnictwa sięgającego epoki „kalendarza małżeńskiego". W latach trzydziestych i czterdziestych naszego stulecia konieczność odstąpienia od zbliżeń była traktowana jako wyrzeczenie i rezygnacja, które podejmowano w duchu posłuszeństwa wskazaniom Kościoła, jednakże bez głębszego zrozumienia ogromnych walorów wychowawczych, jakie się za tymi wskazaniami kryły. W tym czasie ukazało się wiele opracowań pokazujących całą bogatą rzeczywistość związaną z konsekwentnym odniesieniem się małżonków do przemiennie występują­cych okresów płodności i niepłodności[9].

Odstępowanie od zbliżeń w cyklicznych okresach płodności wobec od­powiedzialnego gospodarowania zdolnością prokreacyjną stwarza sprzyjającą sposobność do uwewnętrzniania bodźców pochodzących ze sfery płciowej. Jest to równocześnie czas udrażniania pogłębionych, a zarazem trudniejszych form komunikacji. Napięcie związane z aktywnością dynamiki seksualnej, poddanej rygorom wynikającym z respektowania obiektywnego i niezależ­nego rytmu płodności, spełnia kluczową rolę w transformacji elementarnych poruszeń popędu. Właśnie dzięki temu napięciu małżonkowie budują więź na wielopłaszczyznowych odniesieniach wzbogacających ich wzajemne rela­cje. Tak rodzi się „owa komunia osób, w której oboje spotykają się i ob­darzają wzajemnie pełnią swej podmiotowości [...]"[10].

Czas najwyższy, by w miejsce wyrzeczeń i rezygnacji pojawiło się pojęcie wyboru prawdziwego dobra, wyboru, który nie ma innej – nadającej się do przyjęcia – alternatywy. Kolejnym niefortunnym określeniem jest „wstrze­mięźliwość", zwłaszcza jako „wstrzemięźliwość okresowa". Z jednej stronyokreślenie to kojarzy się z powstrzymaniem się od jedzenia mięsa i picia al­koholu, z drugiej sugeruje niewstrzemięźliwość w związku ze współżyciem w okresach niepłodności. Wstrzemięźliwość, a może w tym kontekście lepiej powściągliwość, oznacza postawę nacechowaną zdolnością do powściągu. Postawa ta – funkcjonująca stale, nie okresowo – jest kluczową sprawnością w zachowaniach się małżonków traktujących swą zdolność prokreacyjną w sposób odpowiedzialny.

Odstąpienie od tradycyjnego nazewnictwa oznaczałoby uwolnienie się od koncepcji „starej" moralności, która nie przeczuwała czasów, gdy pojawi się teologia ciała. W świadomości współczesnego człowieka – myślącego bardziej ekologicznie, a więc niekoniecznie katolika – nowoczesna antykon­cepcja traci grunt i przestaje być alternatywą dla naturalnego planowania poczęć. Wzrasta przeświadczenie, że stosowanie środków antykoncepcyjnych staje się rodzajem uzależnienia, prowadzącego do nieobliczalnych szkód ekologicznych dotyczących nie tylko poszczególnych osób, ale wręcz całej populacji. Na tym tle naturalne planowanie rodziny otwiera perspektywę prawdziwego wyzwolenia człowieka.


[1] Por. R. E. J o y c e. Sexual Energy. „Intern. Rev. Natural Family Planning" 4:1980 nr 4 s. 345-356.

[2] Homo patiens. Warszawa 1971 s. 33.

[3] Cyt. za: W. B. S k r z y d l e w s k i. Chrześcijańska wizja miłości, małżeństwa i rodziny. Kraków 1982.

[4] W slużbie człowieka. Teologia moralna a etyczne problemy medycyny. Warszawa 1975, s. 55.

[5] Tamże s. 54.

[6] „Tygodnik Powszechny" nr 15 (1815) z 8 IV 1984.

[7] Tamże.

[8] P. H. S c h e g e n s. A new contraceptive-abortive pill. „News Exchange of the World Federation of Doctors who respect Human Life" 1982 nr 9-11 s. 11.

[9] Między innymi Ch. R e n d u. Czy Kościół nas oszukał? Kraków 1972; M. R o u c h e, Ch. R e n d u. Sexuality and Sexual Mastery – an Historical Perspective. I Światowy Kongres IFFLP (FIDAF Cali). Columbia 22-29 VI 1977.

[10] Jan Paweł II. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Chrystus odwołuje się do „po­czątku". O Jana Pawła II teologii ciała. Lublin 1981 s. 66.

Autor: Tomasz Górka
Ostatnia aktualizacja: 16.06.2006, godz. 10:40 - Tomasz Górka